Zdjęcia posegregowane, pikassy wysłane do wszystkich zainteresowanych, otrzymane pikassy pooglądane i skomentowane. Zostaje mi tylko przysiąść nieco fałdów i zebrać wypad do Jury w konkretny fotoreportaż.
Ale to dopiero mi się uda w piątek, i to po wielkim zmywaniu podłóg i okien: panny domagają się szmaty już od początku roku (strasznie burdelowo to brzmi, ale taka prawda). Nie ma to jak nawał obowiązków prowokujący nowe zadania. Wnerwia mnie niepowściągliwie (czyli wkurwia) constant między sprawami załatwionymi i tymi czekającymi na swoją kolej: sznuruje jedną rzecz, coś nowego się rozsupłuje za drzwiami i już wali we wrota. I tak w dzikim szale robót różnych istotne staje się zatrzymanie od czasu do czasu nad swojsko zwanymi duperelami – tu wpis do bloga, tam golenie nóg, beztroski wypad do kina czy powolne rozkładanie się na elementy pierwsze przy zaległej lekturze.
Ale póki co – w piątek wszystko trza na głowie postawić i porządki odwalić, by mieć później czas na dokładniejsze pooglądanie zdjęć i wystukanie dla potrzeb pamięci (mojej oczywiście) kilka zdań, które choć cząsteczkowo zamkną w sobie cudne widoki gór i dzikie galopy w śniegu francuskiej Jury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz