poniedziałek, 9 stycznia 2012

wykend był

Zapiątek był, ale się zmył. Za chwilę niedziela wyzionie ducha tradycją siedmiodniowego układu tygodnia, a zmora poniedziałku cieniem się kładzie na ostatnie godziny harców. Katastrofa poranku czyha już za rogiem, wzdłuż kręgosłupa przebiegają zimne dreszcze.
Nic na to poradzić się nie da, raczej udawać, że do łóżka jeszcze nie czas i gulać ile wlezie...a wlezie sporo!
Wykend był ekstra udany - Carnage w kinie, Millenium po szwedzku w telewizornii, 2 godziny maltretacji pod tyrańskiem okiem Wiecznie Wciętej Blondyny w fitnesowej salce, gdzie obibokowanie uwadze nie ujdzie; kilka miłych godzin u koniowatych włącznie z dystrybucją suchego chleba; sklasowanie dokumentacji na 2011 i otwarcie nowej na 2012 (podatki już się chichrają z naszych rocznych podsumowań, będzie jazda!), maszynka na czacze Chłopa i nowy kolor na mojej czuprynie (nie wdaje się w szczegóły, przyglądnę się krytyczniej w jutrzejszym świetle dziennym, pewnie przy okazji się przewrócę i zahaczę o kant umywalki - krew się poleje i będzie trza od poniedziałku szmatę zapędzić do roboty! cholera!!!!), no i jakieś kulinarne eksperymenty.
Generalanie, jestem padnięta - będę musiała w pracy odpocząć - może się uda? (A kysz szefom z blogowych stronek, a kysz!)

Dobra, kochane borowiki, trzymta sie i do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz