środa, 4 stycznia 2012

chwila refleksji (quazi)konstruktywnej

„Bez patosu, tylko bez patosu proszę.”
W mojej głowie jak u rzeźnika w jakimś osiemdziesiątym drugim, bo ten już pewnie zaczęłam pamiętać. Tłoczą się panie i panowie, dzieciaki grzebią w piasku między krzywo położonymi kaflami chodnika. Wierzą pewnie, że wykopią niebieski koralik. A w sklepie tłoczno i tłoczniej, co bardziej asertywny przyszły konsument polskich wyrobów mięsnych pokrzykuje na sąsiadów i okłada tych bardziej opornych torbą z plastikowego sznurka. Ni z tego, ni z owego do sklepu wpada nagle złośliwy wietrzyk wiosenny i zmiata swobodnie z kamiennej lady drogocenne kartki przydziałowe. Poodcinane kupony wirują przez chwilę pod sufitem wykaflowanym radosnym widokiem bawiących się pulchnych prosiąt , poczym opadają powoli ruchem wahadła ku zadartym twarzom zadziwionego tłumu. Cisza, dzieciaki odwracają wysmarowane kurzem buzie w kierunku sklepu i patrzą zaczarowane jak u rzeźnika majową porą pada śnieg…
W mojej głowie też rzeźnia i obraz śniegiem zamazany – po roku prawie nieobecności na blogu mym znów na ekranie bałagan: jak się zabrać za to ciacho?
Bo prze panów i drogie panie, jak naprawdę pisać dla publiki netowej. Ja bym sobie życzyła tak jak u Gałczyńskiego, : zgrabnie zarymować i by do śmiechu było, choć temat, kochani moi, w zasadzie smutne są strasznie.
Blogów już napoczęłam kilka, ale żaden się nie ostał do końca życia płodowego – poronione twory w efekcie selekcji wirtualnej odpadły zaborcjonowane niekonsekwencją siewcy. Trzeba dyscypliny, i to wielkiej, by ciągnąc w dnia na dzień internetowy dziennik. I to nie po szybkiemu jakieś zdanie sklecić, bo przeca ludzie to czytajom. I kobiety i dziatwa może! Acha !
Można się wysilić i zadąć jakąś mądrością właśnie wyskrobaną z wkikipedii – a jak : będzie glazurka na cycuś glancuś, błyśnie jak trzeba tekścik i … zamroczy podglądaczy. Bo jak coś za mocno jasnością emanuje , to się tego wzrokowo podejść nie da. Patos skreślamy grubym flamastrem, którego woda nawet utleniona nie tknie, ani izopropanole i acetony czy benzyny. Rozpuszczalniki sio.
Za to tchnijmy spontanem – ten się trzyma oka, działa naturalnym lokiem i zdrową opalenizną. Właśnie, bądźmy eko jak nasi przodkowie - miast grzebienia nieście twe paznokcie, zamiast noża lśniący kieł, miast kapłana rozgrzeszająca pałka wielebnego sąsiada.
Generalnie bumerangiem wraca mój problem - jak mnie przywiązać do sieci by przynajmniej dla samej siebie przynajmniej raz dłużej wytrwać na samotnej wyspie.
A chłop na to: „Idę do kosza…” i poczłapał w pięknej bawełnianej piżamce wygranej od Mikołaja Biskupa do łózia.
Dobrej nocki, kochani Markowie….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz