poniedziałek, 20 lutego 2012

zupka czyli a bit of crimping

Na wzmocnienie po ciężkim poniedziałku :
Soup, soup,
A tasty, soup, super spicy,
Carrot and coriander,
Chilli chowder,
Crouton, crouton, crunchy friends in a liquid broth,
I am gazpacho, oh,
I am a summer soup, mmm,
Miso, Miso, fighting in the dojo, Miso, Miso,
Oriental prince in the land of soup!
Tych dwoch czyni z mojej histerycznie zadowolonej depresji jeszcze bardziej uchachaną dziewczynę: Mighty Boosh save the crimp!

Do widzenia poniedziałkowi, Apetyczni Zupkowicze!

czwartek, 16 lutego 2012

czwartek

Trudno, że tłustawy. Odrobi się!!!!Bużka kochane Ponczki!

środa, 15 lutego 2012

wszystkiego naj!

Wszystkim zakochanym życzę na okazję dnia po okazji: dużo czułości, niewezbranych zastępów cierpliwości i monopolu na krótką pamięć!

I wtłoczcie to sobie do główek - kochać trza cały rok! Tylko wtedy magia walentynkowego święta będzie siać swe czary!


Bądźcie kochani zakochani!

poniedziałek, 13 lutego 2012

polityk

pierdzi
i twierdzi,
że nie śmierdzi

powiedziała BIP w kontekście obecnej sytuacji ekonomicznej Europy

niedziela, 12 lutego 2012

rok temu w Argentynie

Corrtito y la luna
Dokładnie rok temu, wieczorową porą siedzieliśmy przy stole w małej chatce skleconej na brzegu zatoki Bahia Tetis i wcinaliśmy urodzinowe ciasto pani E, przetransportowane w całości z Ushuai przez stukniętego muła zwanego Junito.
Dzień był ciężki -rankiem ruszyliśmy ku krańcom kontynentu ameryki południowej na spotkanie z latarnią końca świata (Faro del Fin del Mundo na fotce ponizej, w tle Isla dos Estados Unidos).

Marsz nie należał do najłatwiejszych - marsz w delikatnym elastycznym mchu, rzeka zdobyta pontonem Adolfa i kilka wspinaczek pod strome górki przez 15km dały się nam we znaki po pięciu dniach jazdy wierzchem wzdłuż Tierra del Fuego.
Ale daliśmy radę - w południe raczyliśmy się kanapkami podziwiając nieco nieufne grzbiety delfinów i majaczącą w oddali wyspę Estados Unidos. I powrót, by zawitać późnym popołudniem do chatki, gdzie Carlos czekał na nas z herbatnikami maczanymi chętnie w niezrównanych lepkościach dulce de leche. Dokładnie rok temu....

Wszystkiego najlepszego kochana E! mam nadzieję, że w tym roku nie nabawiłaś się urodzinowych odcisków!
Pięknie było w Ziemi Ognistej, dzielne były nasze criollos - pewne kopyto, spokojny charakter, siła i ochota, siodła jak fotele, ekipa wymarzona....Czas tak szybko płynie - dobrze, ża zostalo nam tych kilka zdjęć z uśmiechniętą twarzą Adolfo, nasze rumaki, błekit niespotktkany wcześniej nieba i oceanu, zieleń mchów, skrzekliwe nawoływania guanacos i dzikie wolne tabuny koni galopujące długimi białymi plażami. Może jeszcze kiedyś tam wrócimy?
Saludos a todos hinchas de Hector!!!