poniedziałek, 6 lutego 2012

po niedzieli tradycyjnie ... poniedziałek


Fajnisty był zapiątek, fajnisty. I oczywiście szybko się skończył, chlip chlip. Do tego postanowiliśmy zerwać z obyczajem stronienia od foteli, telewizorów, komputerów, cichości kawiarenek. Jak zalegliśmy na kanapie w piątek z wieczora (przy naleśniorach nafaszerowanych białym słodkim serem albo konfiturą z pigwy made in home albo z jogurtem truskawkowym (takie moja naleśnikowa dewiacja)), tak dotrwaliśmy do późnej niedzielnej nocy. Pod rząd trzymaliśmy kciuki za Lisbeth Salander (trylogia w wersji szwedzkiej), kuliliśmy się pod kocem przy perypetiach dzielnych robinsonów na wyspie zwanej Ameryka i opanowanej przez otępiały i sflegmatycznoe umarłe ciałka, wciąż jednak nie do zdarcia (pierwsza seria Walking Dead - nie mogę pojąć jak też takie naiwne cudo mogło mnie przykleić do ściany zalanej obrazem z wyświetlacza, ale stało się) i psychodelizowaliśmy przy wtórze nowych patentów przystojnego (aż po cebulki swych włosów) Vince'a Noir i hyper-inteligentnego (obytego, ubóstwianego i wciąż niezrealizowanego) Hovarda Moon (duet The Mighty Boosh w kolejnych odlecianych odsłonach). Bestie tylko ryły tunele w kocach i niczym ziemskie jądro grzały mi kolana i stopy).
Zimnica była prawie syberyjska ; każde wyjście za naturalną potrzebą była wyprawą na zamarznięta od licznych geologicznych epok Antarktydę - raz dwa trzy robiło się co trzeba, w tył zwrot i w tri miga kierunek na chatę i te koce na kanapie oferujące swą anty-lutową izolację.

Udało się nam jedynie szybkim okiem aparatu uwiecznić kilka chwil ze śnieżnych szaleństw Batmana.










Blondynka wolała przestępować z łapy na łapę,
szczerzyć kły na wyuzdane galopy Batmana i popłakiwać niedwuznacznie w naszą stronę - arsenał pełnej manipulacji, której dziewczyna jest mistrzem Universum.



A dziś już poniedziałek chyli ku łóżku, szast prast i m,nie też nie będzie, też sobie jakiś tunelik przytulny w kołderce wydrążę i tak zastanie mnie śliczny Morfeusz i ulula, by ... z rańca przykleić mi do ucha drący się histerycznie budzik. Co za świat...


Pozdrawiam Was gorąco, kochani Nie-cierpiący-poniedziałków!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz