środa, 17 listopada 2010

zmiana Szamana

No to mnie dziś nasz (eks)ulubiony Szaman wkur*ił. Miałam zadzwonić z rana i poinformować o stanie Batmana. Zatem dryn dryn, bo Batman wciąż daleka jest od formy. Przy słuchawce głos pani z rejestracji, że pan doktor tam i siam i w sumie to go nie ma i dziś nie będzie, ale w czwartek to na pewno nas przyjmie. Zagotowały mi się w momencie flaki, więc pokazałam do słuchawki piękne fakju. Potem rzuciłam się na guglownicę i wycisnęłam nowy adres ratunkowy - dwie minuty i miałam umówioną wizytę u innego Szamana. Udaliśmy się w czwórkę tym razem - Batman jako gwóźdź programu, ja jako płaczka, Chłop był za płaciciela, a Blondyna do dekoracji. Pierwszą akcją Rzeźniczki- Ratowniczki (bo Szaman okazał się Szamanką) było wyściskanie brzucha Batmana (co nie zostało przyjęte żadnym, ale to żadnym aplauzem) i decyzja o zdjątku metodą Xów. Fotka wyszła cudna (szkoda, że na skutek barbarzyńskich darć mordy przez Batmana zapomniałam go zabrać na pamiątkę) i nie wykazała jakichkolwiek obcości we wnętrznościach Potwora. Zadecydowano o dowitaminizowaniu, dietce na bazie ryżu rozgotowanego na maksa i kilku zastrzykach. Przy okazji wstrzyknięć Batman zawsze odstawia małe cyry, ale tym razem akcja przekonania całej kliniki, że ktoś właśnie rozbiera ze skóry niewinne czarne psię, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Wychodziliśmy z gabinetu w czarnych okularach i kominiarkach - w razie spotkania jakiegoś znajomego. Po dwóch godzinach byliśmy spowrotem.
I znów pozostaje czekać do jutra.

Póki co lachony wylegują się na grubym chłopcu i ...


mają nas głęboko w poważaniu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz