wtorek, 16 listopada 2010

poniedziałek pod psem...

czyli choroba Batmana.
Budzę się w nocy - rzut oka na zegarek i wielkie odczucie ulgi, że dopiero 2h30. Do poniedziałkowej rzeczywistości jeszcze zostało kilka godzin snu. Korzystam z okazji i lecę sobie siknąć. Po drodze spotykam Batmana. Batman, dlaczego nie śpisz? Przyglądam się lepiej - oj, nie jest dobrze: stan owłosienia na brodzie świadczy o zwróconej gdzieś tam w czeluściach mieszkania zawartości żołądka. Batman przedstawia obraz siedmiu plag egipskich skumulowanych w jednym małym ciałku. Myję brodę batmańską i uzbrojona w rolkę papieru toaletowego szukam marnych resztek wczorajszej kolacji potwora. Sprawdzam w międzyczasie czy u Blondynki w porządku. Ta udaje, że śpi i łypie na mnie spode łba. Wchodzę do dużego pokoju - maskara, jakby Smok Wawelski obżarł się zielonych śliwek i popił wszystko mlekiem. Pokój nieźle zarzygany, do tego wcale niedyskretnie śmierdzi mi coś zza kanapy. Zaglądam i konstatuję, że jak nie wyjdzie przez drzwi, to wyjdzie przez okno. Biedny Batman! Sprzątam, po chwili dołącza się Chłop. "Co jest?" "Źle z Pretusem" (vel Batmanem, bo Batman wiele ma imion).
Następna scena - Chłop z ipodem, ja z laptopiem i sprawdzamy każdy w swoim języku: chory pies wymioty biegunka. Gugle radzą udać się czem prędzej do weta. Decydujemy się poczekać do rańca, by udać się do naszego Szamana - Rzeźnika Słoni, a do tego czasu Batman i Blondyna mają pozwoleństwo na schowanie się w pieleszach naszego łóżka.
Batman całą noc kręci się po nieogarniętej powierzchni naszego tatami - źle jest, myślę. Nie śpi Batman, nie śpi Chłop, ja śpię jeszcze mniej - Blondyna dorzyna w nogach.
O 8h30 meldujemy się u Szaman, który daje na siebie czekać pół godziny, wreszcie zjawia się i ja znów nie mogę się nadziwić, jak taki jednoręki pogromca mamutów mógł zrobić specjalizację z yorków.
Szaman Batmana maca, ściska, osłuchuje, przewraca na lewą stronę i rzecze: "Albo brzuch, albo nie brzuch. Trzeba odczekać, i na razie do picia herbata rumiankowa, do jedzenia kleik ryżowy. Bardzo będzie źle - przyjeżdżać, będzie lepiej czekamy do jutra, a jak się specjalnie nie poprawi - prześwietlimy gremlina". Zapodał dwa zastrzyki przeciwbólowe, przy których aplikacji w Batmanie odezwał się instynkt przodków, skutecznie wypłaszając kolejnych pacjentów z poczekalni.
Reszta dnia skomponowała się z krótkich spacerów na pipi et caca, kilku miłych porcji ryżu omaszczonych dorodnymi kończynami biednego kurczęcia, licznych masażach i karesach oraz drzemkach pod ekstra przyjemnym polarem Chłopa.
Doniesienia z ostatnich chwil: z Batmanem jest jakby lepiej - czekamy do jutra z decyzją o rentgenie. Wiadomo, lepiej by było nie prześwietlać, ale jak trzeba to trzeba -wszyscy spojrzymy na Batmana z innej strony. Ale przede wszystkim cała ekipa liczy na spokojną przespaną noc. Kurde, do piątku jeszcze przeca daleko, oj daleko!

Acha, dla tych, którzy mają problemy z wizualizacją Batmana i Blondyny, poniższa fotka. No, to która jest która (bo Batman też jest laską!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz