Jak zawsze łikend minął przerażająco szybko. Na szczęście obeszło się bez chorowania, pogoda też nie była najkapryśniejsza.
W sobotę zrobiliśmy naszą małą vendange tardive i pokradliśmy trochę winogron oddając się błogiej degustacji szczególnie słodkich owoców. Wiem, że bez mycia, ale takie cuda najbardziej smakują prosto z krzaka.
W niedzielę zaś pojechaliśmy do parku, gdzie zostaliśmy zaatakowani przez bandę krasnali, znanych z ich drewnianego poczucia humoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz