Zapiątek ma się ku końcowi - szkoda, bo tak miło było połazić po lesie w ocieplanych gumowcach i brodzić z zaspach po kolana narciarskich butów.
Nie ma tego złego - mrozik zmobilizował nas do napalenia w kominku. My, baby zgodnie usadowiłyśmy się na grubym chłopcu i oddałyśmy się przyjemnościom - małolaty chrapały na całego, a ja poszusowałam po interku.
Chłop, mój dzielny, zainstalował karmnik w sobotę. W kilka minut później opanował go gang sikorek. Szkoda tylko, że na razie są nieco płochliwe.
Póki co - fajnistego początku tygodnia i ... oby do łikendu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz