poniedziałek, 10 stycznia 2011

Last Night przypadkiem

- Idziemy do kina?
- Super, a co dają ciekawego?
- Hm, może na ostatniego Woody Allena, “You will meet tall dark stranger”, o ile dobrze pamiętam. Seans na 21h.
Do kina dotarliśmy o 20.30 i jakież było nasze przeogromne rozczarowanie, kiedy się okazało, że bilety na Woody’iego były wysprzedane. Szybko przelecieliśmy program przy wejściu. Wybór padł na Last Night w reżyserii Massy Tadjedin (która napisała również scenariusz do filmu. Może ktoś przypomina sobie The Jacket z Adrienem Brody - była autorką scenariusza bazującego na historii Jacka Londona.).
Trailer widzieliśmy wcześniej, zamglone wrażenie Keihry Knightley, Guillaume’a Cannet, Evy Mendes i Sama Worthingtona w emocjonalnym czworokącie.


Chłop ma do przeszczupłej panny K szczególny sentyment (twierdzi, że to przez jej naturalny brak biustu, niech mu będzie), zatem mimo, że temat sam w sobie na sobotni wieczór mi się nie widział, przystałam na namowę Chłopa. Wylądowaliśmy, tym razem bez większych problemów przy zakupie biletów, w ulubionym pierwszym rzędzie i zapadliśmy w bardzo współczesną opowieść o zdradzie i wierności. Film niezły, aktorzy przekonujący, historia, choć niespecjalnie oryginalna, wciągnęła nas, a nawet nieco zaskoczyła. Nie mogę uprzedzić faktów, ale o ile ja wierzyłam, że filmowy Michael się powstrzyma, o tyle Chłop chciał się założyć, że to Joanna da się skusić. Żadno z nas zakładu by nie wygrało, natomiast jeszcze raz prorokiem, a może po prostu doskonałym obserwatorek, okazałby się wielki Witkacy. Tu chylę nisko czoła przed Mistrzem, który zgrabnie kiedyś określił (bodajże w Pożegnaniu Jesieni), że mężczyzna wkłada to w tamto, a kobieta wkłada w to uczucie. Tymże morałem film się kończy - smutna kobieta z papierosem na zimnym kuchennym parapecie, mężczyzna wracający skruszony w ramiona żony, i wyjściowe buty damskie, które nie powinny znajdować się tam, gdzie je znajdujemy.
Pytanie z jakim zostawia nas film jest: jak daleko zdrada może być zdradą, czy gorsze jest niemówienie całej prawdy i krzewienie w sobie pamięci o kimś, który już w naszym życiu nie może zaistnieć w ten sam sposób, czy może oddać się zżerającej nas pasji na jedną noc by zrozumieć, że było się w błędzie i że już nigdy nie będzie potrzeby uleganiu pokusie. Kto jest bardziej winny - syn, który obiecał iść na pole i nie poszedł, czy ten, który długo zrzędził i się opierał, by wreszcie zrobić robotę nadaną przez ojca (Mt 21, 28-32)? Czy zdrada kobiety może być porównana ze zdradą mężczyzny? Czym tak naprawdę jest wierność? Czy tylko wstrzemięźliwością cielesną czy może również szczerością myśli? Jak bardzo powinniśmy sobie wzajemnie dawać, wypowiadając sakramentalne tak?
W sumie sporo tych pytań, nawet się tego nie spodziewałam. Obraz nie był przecież szczególnie głęboki - ni mnie wzruszył, ni natchnął, po prostu zadziałał lekką refleksją. I może niech to wystarczy, by orzec, że historia się udała. A przy okazji - nam obojgu najbardziej podobała się chuda panna K - naprawdę niezła z niej actrice.

Last Night (2010) w reżyserii i scenariuszu Massy Tadjedin
Keira Knightley, Sam Worthington, Eva Mendes, Guillaume Canet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz